Nalewam trochę wody do miski. Ścieram bród z całego ciała.
Myję nawet włosy. Suszę je ręcznikiem. Szybko je przeczesuję, eliminując
wszystkie kołtuny. Patrzę na swoje odbicie. Dużo osób uważa, że jestem ładna.
Mały, zgrabny nosek, duże, jaskrawozielone oczy podkreślające kolor moich
płomiennorudych, falowanych włosów. Jestem osobą o bardzo nietypowej urodzie.
Tylko to wyróżnia mnie z tłumu. I bardzo mi się to podoba.
Włosy zostawiam rozpuszczone. Tak wyglądam najlepiej,
zresztą nie umiem robić sobie ładnych fryzur. Ubieram powoli sukienkę.
Sprawdzam czy pasuje. Jest idealna. Sięga mi do kolan. Słyszę głośne pukanie do
drzwi.
-Abey, pospiesz się!
To moja przyszywana siostra, Samantha. Mam wielką ochotę
zrobić jej na złość i zostać tu jeszcze przez dziesięć minut, ale wiem, że to
byłaby tylko strata mojego czasu. Gwałtownie otwieram drzwi. Stoi przed nimi
wysoka, niebieskooka blondynka. Ma na sobie jasnoróżową sukienkę. Wygląda
pięknie. Dziewczyna patrzy na mnie groźnie.
-Zawsze musisz się tak wlec? Mogłabyś choć raz się pospieszyć.
Nie jesteś tu sama.
Nawet na nią nie patrzę. Samanta lekko mnie popycha.
-Do ciebie mówię, idiotko!
Te słowa mnie denerwują. Przenoszę na nią wzrok.
-Nie obchodzi mnie twoje zdanie, jasne?!
Nie odpowiada. Mam zamiar odejść, jednak odwracam się.
-I jeszcze jedno. Sama jesteś idiotką.
To mówiąc, odchodzę. Wiem, że nie ujdzie mi to na sucho,
jednak warto było to powiedzieć, żeby móc zobaczyć minę Sam.
Wychodzę z ich domu. Oczywiście wersja oficjalna jest taka,
że z nimi mieszkam, ale naprawdę wygląda to trochę inaczej. Jednak wolę żyć z
nimi niż w Domu Komunalnym. Wchodzę do szopy. Mam ochotę trzasnąć drzwiami, ale
się powstrzymuję. Boję się, że wtedy rozleci się cały budynek i nie będę miała
gdzie mieszkać. Siadam na łóżku. Dożynki. Dziś są dożynki, najgorszy dzień w
całym roku. Dziś się okaże…
Moje rozmyślania przerywa dźwięk oznaczający, że czas już
iść na plac. Wstaję i wychodzę z szopy. Idę bardzo powoli. Rozglądam się
uważnie dookoła. Próbuję zapamiętać każdy szczegół domów które mijam i ulicy. A
co jeśli już tu nie wrócę? Igrzyska mnie przerażają.
Dochodzę na plac. Staję w długiej kolejce, aby zapisać się
na listę.
-Następny! –słyszę czyjś głos. Podaję dłoń jakiejś kobiecie,
która nakłuwa mi palec czymś, czego nie potrafię nawet nazwać. Następnie
przyciska mi dłoń do kartki tak, aby został na niej ślad z krwi. Przykłada
czytnik.
-Następny!
Idę do rzędu gdzie stoją inne, piętnastoletnie dziewczyny.
Witam się ze wszystkimi. Odwracam głowę w stronę sceny. Stoją na niej dwa
fotele.
Kiedy wszyscy się już zebrali, na podium wchodzi burmistrz
Siódemki, pan Bartown. Towarzyszy mu jakaś kobieta z Kapitolu. Na wielkim
ekranie ukazuje się nam film na temat Mrocznych Dni. Co roku puszczają nam to
samo. Robią to, aby przypomnieć ludziom z dystryktów dlaczego mamy Igrzyska.
Każdy z uczestników, czyli trybutów, oznacza jednego zabitego Kapitolińczyka.
Kiedy film się kończy, głos zabiera kobieta ubrana w
fioletową sukienkę i żółtą perukę. Po chwili rozpoznaję, że jest to wiecznie
rozentuzjazmowana Candy Menor.
-Witajcie! Nadszedł czas, aby wybrać jednego młodego
mężczyznę i kobietę, którzy będą mieli zaszczyt reprezentować Dystrykt Siódmy w
naszym pierwszym Ćwierćwieczu Poskromienia!
Ludzie patrzą na nią bez słowa. Na ich twarzach nie widać
entuzjazmu. Candy kontynuuje przemowę.
-Pierwsze Ćwierćwiecze Poskromienia czyli Dwudzieste Piąte
Głodowe Igrzyska. To oznacza małą zmianę zasad. W tym roku nie będziemy losować
trybutów. Wy sami ich wybraliście poprzez głosowanie. Panie mają pierwszeństwo!
Podchodzi do stolika po lewej stronie. W tym roku zamiast
wielkiej kuli leży tam tylko jedna koperta. Wyniki losowania.
Candy bierze kopertę i wyjmuje z niej małą karteczkę. Jest
na niej imię i nazwisko trybuta dziewcząt. Stukając obcasami swoich
jaskrawożółtych szpilek, podchodzi do mównicy. Na placu panuje grobowa cisza.
Wszyscy wstrzymują oddech. Słyszę jak łomocze mi serce. To nie ja. To nie
jestem ja. Nagle donośnie rozbrzmiewają słowa Candy.
-Abey Thorn.
Aaaaaa... Moja zagadka rozwiązana :D
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że z początku te pojedyncze zdania mnie irytowały. Ale już się przyzwyczaiłam. Kto by pomyślał?