sobota, 1 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 9


Jeszcze przez chwilę się uśmiecham. Padam na łóżko i śmieję się cicho.
***
- Abey! Abey, wstawaj! Już za chwilę tam będziemy! – głośny krzyk Candy sprawia, że wychodzę z łazienki. Łomotanie w drzwi nie ustaje, więc podchodzę do nich i je otwieram.
- Już, Candy, jeszcze chwilę wytrzymasz – mówię, poprawiając biały ręcznik, który mam na sobie.
- Za pięć minut jest śniadanie, więc lepiej się pospiesz! – mówi groźnie kobieta, a ja tylko wywracam oczami. Opiekunka odchodzi szybkim krokiem, a wtedy zauważam Ruddy’ego. Chłopak przechodzi koło moich drzwi, zwalnia i uważnie mi się przygląda. Co tu kryć, czuję się trochę niezręcznie, stojąc w samym ręczniku na korytarzu. Black przekrzywia lekko głowę i uśmiecha.
- Jesteś aż tak biedna, że nie stać cię na ubrania? – pyta złośliwie, a ja czuję jak coś zaczyna się we mnie gotować. Podchodzę do niego, słodko się uśmiechając.
- Jeszcze raz coś takiego powiesz, a uwierz mi, że zobaczysz jak wygląda twoje oko – warczę przez zęby – i to zanim trafisz na arenę – dodaję i wchodzę do swojego przedziału. W progu obracam się jeszcze, wystawiam mu środkowy palec i z hukiem zatrzaskuję drzwi. Opieram się o nie i ze świstem wypuszczam powietrze z płuc. Idiota!
Podchodzę do szafy i wyjmuje pierwszą lepszą sukienkę. Pada na jeansową, obcisłą i na ramiączkach. Do tego bardzo krótką. Wzruszam ramionami i wkładam ją na siebie. po namyśle dobieram do niej czarne, skórzane kozaczki na koturnie. Patrzę na zegar. Śniadanie trwa do paru minut. Wyobrażając sobie minę Candy, przeklinam pod nosem i wybiegam z pokoju.
Jak burza wpadam do jadalni. Od progu wita mnie spojrzenie Candy, ciskające we mnie błyskawice. Uśmiecham się do niej i siadam przy stole. Sięgam po bułkę i smaruję ją sobie dżemem. Żuję ją powoli, ze znudzeniem rozglądając się po pomieszczeniu. Nagle zamieram. Za oknem dostrzegam coś. Bardzo duże coś. Wypuszczam kanapkę z dłoni i podbiegam do szyby.
- To tutaj – szepczę. Ruddy zrywa się z krzesła i staje obok mnie. Kątem oka dostrzegam jego zdziwienie.
- Ale ogromny – mówi brunet z podziwem, a ja po raz pierwszy wiem, że czuję to samo co on.
Pociąg wjeżdża do tunelu, wszystko ogarnia niekończąca się czerń. Czuję jak zwalniamy, a światło znów mnie oślepia.
Peron jest zatłoczony. Tysiące ludzi w kolorowych strojach przygląda się nam i naszemu pociągowi. Wyciągnięte ręce w naszym kierunku i podekscytowane wyrazy twarzy. Już wiedza, że to my, trybuci z Siódmego Dystryktu.
Ktoś łapie mnie za ramię.
- Chodźcie – mówi radośnie Candy i ciągnie nas w stronę wyjścia. Metalowe drzwi pociągu się rozsuwają, a mnie natychmiast uderza krzyk Kapitolińczyków i błysk reflektorów. Na twarzy pojawia mi się uśmiech. Staję na peronie.
- Idziemy – mówi cicho opiekunka i nas lekko popycha w przód. Posłusznie podążam wytyczoną ścieżką, co chwile czując czyjeś ręce dotykające mojego ramienia. Nadal się uśmiecham, starając się nie okazywać zdumienia na widok dziwacznych strojów Kapitolińczyków. Kolorowe aż do przesady, aż mi się wymiotować chce.
Gdy dostrzegam na ulicy elegancki, czarny samochód, mam ochotę do niego podbiec, ale się powstrzymuję. Ktoś otwiera mi drzwi, a ja wsiadam szybko do środka i moszczę się na skórzanym siedzeniu. Obok mnie miejsce zajmuje Ruddy, a Candy siada przede mną. Słabo się uśmiecham do chłopaka, on odpowiada tym samym. Mkniemy ulicami Kapitolu, aż dojeżdżamy do wysokiego budynku. Wysiadam z pojazdu i unoszę głowę. Budowla jest zrobiona cała z przyciemnianego szkła i ma co najmniej dziesięć pięter. Obok ustawiony jes o połowę niższy budynek. I to właśnie do niego wchodzimy.
***
Miałeś kiedyś wyrywane włosy z całego ciała? Nie? To nie masz pojęcia co czuję. Skóra na całym ciele mi boleśnie pulsuje, a nieprzyjemne rwanie znów się rozlega. Trzask! Kolejna kępka włosów z nogi wyrwana. Trzask! I jeszcze jedna!
Zaciskam powieki. Staram się nie narzekać gdy Kolivia, bo chyba tak ma na imię ta kobieta, odrywa mi kolejny plaster wosku z nogi. Waguria, druga kobieta z ekipy przygotowawczej, wraz z Brandusem, jak na razie jedynym mężczyzną, zajmują się moimi brwiami. Słucham ich paplaniny z rosnącym zdenerwowaniem.
- Aleś zarosła! – mówi ze zdziwieniem Waguria, potrząsając przy tym swoimi żółtymi włosami. Brandys kładzie jej swoją niebieską dłoń na ramieniu.
- To i tak niewiele w porównaniu z ta, co dostaliśmy rok temu – mówi cicho, uspokajając żółtowłosą, a Kolivia kiwa głową w milczeniu, nie przerywając przy tym pracy. Gdy ostatnia kępka niepożądanych włosów zostaje wyrwana z mego ciała, przychodzi czas na kąpiele. Niestety dla mnie, nie okazują się one przyjemne. Co prawda pierwsza łagodzi pulsujący ból po depilacji, ale kolejne nie są już takie milusie. Jedna zeskrobuje (dosłownie) ze mnie cały bród, inna zmywa jakieś trzy warstwy naskórka. Potem myją mi dokładnie włosy i wsmarowują w nie jakieś super odżywki, dzięki którym są gładkie, miękkie w dotyku i pięknie błyszczą się w świetle. Jeszcze poprawiają moje paznokcie, które i tak nie są takie złe, jak na mieszkankę dystryktu! Dlatego ekipa tylko nakłada na nie jakaś odżywkę, by je wzmocnić i wychodzi. Zostawia mnie samą, stojącą na środku pomieszczenia do tego nago!
Czekam. Zakładam, że zaraz poznam mojego stylistę i zastanawiam się jakim idiotą będzie. Widziałam już kilku w telewizji, kobiety i mężczyzn, każdy głupszy od poprzedniego. Ja miałam dostać stylistę, bo mężczyźni zajmowali się dziewczynami, a kobiety chłopcami.
Drzwi się otwierają, a ja, przygotowana na ja gorsze, spoglądam na wchodzącą postać i zamieram. Facet ma na sobie koszulę w odcieniu ciemnego fioletu i niebieskie, jeansowe spodnie. Mimo dziwnego koloru włosów (jakiś nieznany mi odcień brązu połączonego z błękitem) wygląda naprawdę… normalnie. Nie ma wąsów, kolorowej skóry, a dostrzegam tylko jeden czarny tatuaż.
- Witaj – mówi mężczyzna z uśmiechem i podchodzi do mnie. – Al. – mówi, wyciągając dłoń w moją stronę. Delikatnie ją ujmuję.
- Abey – przedstawiam się. Mężczyzna cofa się o krok i przygląda mi się uważnie. Dziwnie się czuję, ale przecież to stylista, musi wiedzieć z kim pracuje.
- Wyglądasz dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałem – mówi, obracając się. Podaje mi coś, a ja ze zdziwieniem zauważam, że to szlafrok, bez zbędnych pytań go wkładam i idę za Alem. Mężczyzna siada na aksamitnej kanapie i wskazuje mi miejsce naprzeciwko, które od razu zajmuję.
- Al.? – pytam. – Tak masz na imię?
Stylista uśmiecha się szeroko i potrząsa głową.
- Moje pełne imię brzmi Alexandroburentogus, ale jest ono zbyt długie i pokręcone, by go używać.
- Alexandroburen… co? – powtarzam ze zdziwieniem.
- Moi rodzice byli troszkę… szaleni – mówi ze śmiechem. Czuję, że już go lubię. – Chciałem z tobą porozmawiać o twoim stroju na paradę. Czy czułabyś się pewnie w stroju odkrywającym dużą część twojego ciała?
Tego pytania się nie spodziewałam. Przez chwilę milczę z szeroko otwartymi oczami, aż w końcu się uśmiecham.
- Stałam przed tobą nago, a ty się o takie rzeczy pytasz? – nawet nie wiem kiedy zaczynam mówić do niego na ty. Uśmiecham się, ale po chwili poważnieję. – A mam jakiś wybór? – pytam z rezygnacją, wiedząc, że nie mam. Za to Al uśmiecha się szeroko.
- Szczerze mówiąc, masz – oznajmia mi, a ja po raz kolejny tego dnia zamieram. – Zrobiłem ci dwa stroje, jeden bardziej odważny, drugim jest suknia do ziemi. Teraz wybór należy do ciebie.
Milczę.
- A który twoim zdaniem jest lepszy? – pytam stylistę.
- Jeśli chcesz zdobyć sponsorów, polecałbym wersję dla odważnych – mówi z uśmiechem, a ja przygryzam lekko wargę.
- Niech będzie.
Al. Wychodzi na chwilę i wraca z białym pokrowcem. Zrzucam z siebie szlafrok i wraz z pomocą stylisty zakładam kreację. Nie patrzę w lustro, boję się w nie spojrzeć. Czuję jak ktoś wsuwa mi buty na stopy. Inna osoba maluje moją twarz, jeszcze inna robi fryzurę. Cały czas nie mam ochoty się zobaczyć.
- Otwórz oczy – prosi Al., a ja to robię. Stoję przed lustrem, a w gładkiej tafli widzę dziewczynę. Piękną dziewczynę. Ma ona jaskrawozielone oczy o hipnotyzującym spojrzeniu. Jej długie, czarne rzęsy rzucają na policzki urocze cienie, a strój…
Dziewczyna ma na sobie krótką spódniczkę, zrobioną z pofalowanego materiału w odcieniu trawy. Tego samego koloru jest góra stroju, coś a’la top bez rękawów, a obie te części kreacji połączone są ze sobą kawałkiem materiału, owijającym się wokół brzucha rudowłosej, wyglądającym jak gałąź drzewa. Do tego na stopach na ciemnobrązowe szpilki.
Stoję, zachwycona własnym wyglądem. Po chwili coś do mnie dociera.
- Mówiłeś, że to będzie odważny strój – krzyczę do stylisty z oburzeniem. – Spodziewałam się najgorszego!
Widząc jak zgina się ze śmiechu, milknę. Gdy Al się uspokaja, odzywa się do mnie.
- Po prostu nie mogłem się powstrzymać – mówi z uśmiechem. – Ta twoja mina…
Jestem gotowa się obrazić, ale dociera do mnie na jakiego wspaniałego stylistę trafiłam. Też się uśmiecham  i jeszcze raz spoglądam w lustro. Moje rude loki opadają w nieładzie na ramiona, co dodaje mojemu wyglądowi trochę drapieżności, a we włosach da się dostrzec pojedyncze listki.
- No chodź już królewno – mówi Al i popycha mnie w stronę drzwi. – Za chwilę zacznie się Otwarcie Igrzysk.
Wchodzimy do obszernej windy i zjeżdżamy na sam dół. Trafiam do dużej stajni. W rządku stoją powozy, każdy zaprzężony w dwa konie różnej maści. Al. prowadzi mnie do jednego z nich, oznaczonego szmaragdową siódemką.
Przechodząc przez stajnię, czuję na sobie spojrzenia innych trybutów, zwłaszcza chłopaków. Pewnym siebie krokiem zbliżam się do przeznaczonego dla mnie wozu. Z daleka dostrzegam Ruddy’ego z jakąś kobietą, pewnie jego stylistką. Przyglądam się Blackowi. Ma on na sobie brązowe buty i spodnie, nie nosi żadnej koszuli. Jego tors zdobią wijące się gałązki winorośli z malutkimi listkami.
Staje obok niego, w powozie, a styliści nas ustawiają w wybranych pozach. Wreszcie nas zostawiają i odchodzą. Stoję, moje ramiona są napięte. Przez skórę czuję bliskość Ruddy’ego i wcale mi się to nie podoba.
- Nieźle wyglądasz – słyszę jego szept. Zaciskam szczęki.
- Dziękuję – warczę. Pierwszy powóz wyjeżdża ze stajni. Krzyk tłumu! Kapitol szaleje! Kolejny powóz, na ekranie dostrzegam trybulkę z Dwójki. Jej wygląd zapiera dech w piersiach. Dziewczyna ma na sobie złotą suknię z elementami zbroi. Wygląda pięknie!
Nasz powóz rusza. Przywołuję na twarzy uśmiech. Blask reflektorów, krzyki tłumu,  otacza mnie to ze wszystkich stron. Widzę siebie na ekranie. Wyglądam ładnie, ale nie mogę równać się z trybulką z drugiego Dystryktu. To właśnie ona jest najczęściej pokazywana.
Stajemy na palcu i słuchamy nudnego przemówienia prezydentka. Kończy się ono słowami: Wesołych Głodowych Igrzysk! I niech los zawsze wam sprzyja!
Robimy jeszcze jedno okrążenie wokół placu i wjeżdżamy do Ośrodka Szkoleniowego.