niedziela, 21 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 8

Mój wielki powrót! Bua ha ha ha ha!!! Ciekawe czy wam się spodoba...
__________________________________________

Wpatruję się z gniewem w ekran. Czuję się jakbym ogłuchła. Nie dochodzą do mnie żadne dźwięki, widzę tylko co się dzieje. Widzę dwóch reporterów w eleganckim studiu, trzymających kartkę z informacjami o mnie. Między innymi o śmierci moich rodziców. Tylko, że oni nie byli chorzy. Prezydent wydał nakaz zamordowania ich za sprzeciwianie się władzy. Mnie oszczędzono, nie wiem czemu. Może nie chcieli zabijać kilku letniego dziecka…
- Abey!
Potrząsam głową i mrugam oczami. Spoglądam na Candy. Opiekunka patrzy na mnie jak na kosmitę.
- Coś się stało? – pytam i unoszę lekko głowę.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że o trzynastej jest obiad – mówi kobieta i opuszcza wagon. Idę za jej przykładem i kieruję się do swojego przedziału. Wychodząc z wagonu, czuję na sobie uważne spojrzenie Ruddy’ego. Marszczę tylko brwi i stukając obcasami, ruszam chwiejnym korytarzem. Metalowe, zimne ściany pociągu nic się od siebie nie różnią. Pewnie gdyby na drzwiach nie było napisane „Abey Thorn” to nigdy nie trafiłabym do przeznaczonego dla mnie pokoju. Jednak zielony napis odznacza się na ciemnym drewnie. Niespiesznie pcham drzwi i wchodzę do swojego pokoju. Nic się nie zmienił odkąd poszłam na śniadanie. Nie licząc tego, że jest czystszy. Powoli podchodzę do jednej z komód zrobionych z tego samego drewna co drzwi. Dotykam gładkiej powierzchni opuszkami palców. Przed oczami pojawiają mi się zielone, bujne lasy Siódmego Dystryktu, wartkie strumienie leśne z ich przejrzystą i orzeźwiającą wodą. Widzę całe miasto, łącznie z moją rozpadającą się szopą. Kiedyś nie do końca doceniałam to co miałam, ale teraz wolałabym znaleźć się w nawet najgorszym lochu Siódemki, niż być tutaj, w tych luksusach.
Moje sprawne oczy dostrzegają na komódce maleńką cyfrę. Jest to siódemka. Dociera do mnie, że ten mebel stworzony był przez kogoś, kogo może nawet znałam. Możliwe, że przez maleńkie dziecko lub niedołężnego starca. Kogoś w kwiecie swego wieku i pod jego koniec. Zdrowego lub chorego, jednak ten ktoś wciąż tam mieszka. Pewnie narzeka na swój los, ale nie będzie musiał stanąć twarzą w twarz ze śmiercią w postaci trybutów. Kimkolwiek by ten ktoś nie był, czeka go na pewno więcej niż tylko sześć dni życia. Bo ja za te sześć dni mogę być już martwa. I nie chcę tego, nie chcę, nie chcę!
Spuszczam głowę, pozwalam łzom spłynąć. W szkole mówili, że łzy służą nawilżaniu oczu, ale jakoś nie potrafię w to uwierzyć. Człowiek płacze, gdy odczuwa jakieś silne emocje, jak ja teraz.
Podnoszę dłoń i ocieram policzki. Nie mogę płakać. I muszę o tym pamiętać. Powinnam być silna, pogodzić się z losem, z faktem, że za kilka dni mogę być martwa. Muszę stawić czoła dwudziestu trzem osobom, z których sześć to zawodowi zabójcy. Nie mogę się poddać, muszę pokazać wszystkim, że jestem silna… A przynajmniej silniejsza niż myślą.
O trzynastej stoję już w jadalni z wysoko uniesioną głową. Siadam przy stole, naprzeciwko Ruddy’ego. Candy jeszcze nie ma. Chłopak patrzy ma mnie, lustruje od góry do dołu.
- Jak tam, poroztaczałaś już nad rodzinką? – pyta z wrednym uśmieszkiem. Pod stołem zaciskam dłonie w pięści. Jednak moja mina nie zdradza żadnych uczuć.
- Nie, nie rozpaczałam – odpowiadam ze spokojem. – Ale ty nad swoją dziewczyną pewnie tak – dodaję. Black mruży zaczerwienione oczy. Chyba myślał, że tego nie dostrzegę. Jednak polowania nauczyły mnie wiele. Choćby zwracać uwagę na wszystko, co odchodzi od normy.
- Właśnie, że nie – zaprzecza gwałtownie, na chwilę traci nad sobą panowanie. – Już niedługo ją zobaczę – mówi, gdy się uspokaja.
- Mogę ci przyspieszyć to spotkanie – uśmiecham się słodko. – Jak cię zabiję – dodaję. Chłopak zaciska zęby, w jego oczach widać determinację.
- To ja wygram – mówi.
- Obawiam się, że możesz natrafić na pewną przeszkodę – oznajmiam mu z udawanym smutkiem w głosie.
- Jaką? – pyta ze zdziwieniem. Pochylam się nad stołem, tak, że nasze twarze dzielą centymetry. Spoglądam prosto w jego oczy.
- Mnie – mówię pewnym siebie tonem. Drzwi się otwierają i wchodzi Candy. Odsuwam się od Ruddy’ego, nie spuszczając z niego wzroku. Opiekunka nie zwraca na nas uwagi.
- Już jutro o tej porze będziemy w Kapitolu! – oznajmia z ekscytacją i nakłada na talerz jedzenie, które właśnie wnieśli służący. Dostrzegam między nimi Avril. – Zobaczycie jak tam pięknie!  Pokoje w jakich będziecie mieszkać są cudowne – trajkocze kobieta. Zaczynam się zastanawiać jak będzie ten pokój wyglądał. W jakich będzie kolorach? Czy też wszystko będzie tak luksusowe jak tutaj? Czy może jeszcze bardziej?
- …kryształowe żyrandole, aksamitne sofy! – Candy ciągnie swoją wypowiedź. – I to wszystko będzie do waszej dyspozycji! Czyż to nie cudowne? – pyta się nas. Kiwam energicznie głową, starając się nie zdradzać, że jej nie słuchałam. Bez słowa zaczynam jeść. Nie zwracam uwagi na smak. Tu wszystko jest inne, tak pyszne. Czegokolwiek bym nie spróbowała, to i tak mi smakuje. Zaczyna mnie zastanawiać jak Kapitolińczycy by sobie poradzili na arenie, gdzie musieliby jeść surowe mięso leśnych zwierząt, czasem robaków, pić brudną wodę lub deszcz. Jakby przetrwali bez tych swoich pysznych dań, słodkości i elektryczności, bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Odpowiedź jest prosta – nie przetrwaliby. Ponieważ ludzie z Kapitolu nie wiedzą co to znaczy głód lub bieda. U nich człowiek jest biedny, gdy nie może sobie kupić piętnastu telewizorów. U nich człowiek głoduje, gdy zamiast sześciu kanapek zjadł pięć.
Kończę jeść i odkładam sztućce. Szybko idę do swojego wagonu. Otwieram drewniane drzwi i… na środu pokoju stoi Avril. Jej jasne włosy opadają swobodnie na ramiona, a elegancki, czerwony strój służącego okala jej ciało, podkreśla piękną sylwetkę.
Dziewczyna się odwraca i cofa lekko. Podchodzę do niej.
- Avril – zaczynam cicho. – Avril, tak mi przykro!
Przez chwilę panuje niczym nie zmącona cisza.
- Za co jest ci przykro? – pyta w końcu blondynka.
- Za to, że tu trafiłaś. To ja powinnam tu być!
Dziewczyna śmieje się pod nosem.
- Przecież tu jesteś – mówi. – I jak na razie to los lepiej obszedł się ze mną niż z tobą. Bo ja tu będę pracować, a ty pojedziesz na arenę. I możliwe, że umrzesz. A to, że zostaniesz ranna jest pewne.
Milknę. Muszę przyznać jej rację.
- Nie powinnaś tu była trafić – mówię po chwili. – Powinnaś być w Siódemce i wraz ze swoimi przyjaciółmi oglądać Igrzyska.
I moją śmierć – dodaję w myślach. Avril parska głośno.
- Przecież ja nie miałam żadnych przyjaciół prócz ciebie – mówi. – Zresztą tutaj jest chyba nawet lepiej. Mam jedzenie i czyste ubrania, dach nad głową. Nie trafiłam najgorzej. W końcu nie zrobili ze mnie awoksy, nie odcięli mi języka.
Odruchowo przełykam ślinę. Avril zbliża się do mnie. Kładzie mi ręce na ramionach.
- Poradzisz sobie, Abey – mówi ze spokojem. – Poradzisz sobie, nie zginiesz. Możesz ich pokonać, tylko uwierz w swoje siły.
Patrzę na nią bez słowa.
- Wykorzystaj swój temperament, rudzielcu!
Uśmiecham się. Tak dawno nie rozmawiałam z nią, od tak dawna nikt nie nazwał mnie rudzielcem, nie powiedział tego z sympatią.
- Strasznie mi cię brakuje, Av – zwracam się do niej. Dziewczyna mnie przytula.
- Po Igrzyskach się spotkamy – mówi. – Na pewno.
Podchodzi do drzwi.
- Obyś miała rację – szepczę Avril tylko się uśmiecha i wychodzi. Zostawia mnie samą, z uśmiechem na ustach.

6 komentarzy:

  1. "Zaczyna mnie zastanawiać jak Kapitolińczycy by sobie poradzili na arenie" No cóż... Zobaczysz ;)
    Ale fajnie, że tak się nie znoszą z Ruddym :D Podobają mi się ich kłótnie i tak dalej.
    Avril rzeczywiście ma lepiej... No cóż. Ktoś musi zostać trybutem...
    Podoba mi się ten rozdział jest lepszy (nawet z perspektywy czasu) od poprzednich.
    Kraken

    OdpowiedzUsuń
  2. No w końcu. :> bardzo podoba mi się fragment: " Ponieważ ludzie z Kapitolu nie wiedzą co to znaczy głód lub bieda. U nich człowiek jest biedny, gdy nie może sobie kupić piętnastu telewizorów. U nich człowiek głoduje, gdy zamiast sześciu kanapek zjadł pięć." ♥ KOCHAM <3 no to prawda. fajnie, że się nie znoszą, przeważnie w ff się kochają, albo się pokochają czy coś. a to jest taka miła odmiana. <3 z niecierpliwością czekam na kolejne, bo świetnie piszesz. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy nowy rozdział

    OdpowiedzUsuń
  4. Super blog, czekam na nowy rozdział ;33

    OdpowiedzUsuń
  5. Dawaj następny rozdział, bo umieram z ciekawości, co zdarzy sie niedługo ;33
    iigrzyskasmierci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. przeczytałam wszystko i czekam na następny rozdział!! miałaś bardzo oryginalny pomysł na bloga ^^

    OdpowiedzUsuń